Libera Antoni „Madame” (recenzja)
Zaprawdę powiadam Wam: „Dawniej to były czasy!”
Już po pierwszym zdaniu twierdza została zdobyta. Moja całkowita kapitulacja była tylko kwestią czasu. Nieco antykwaryczny, choć niepozbawiony jędrności i wyrazistości styl Libery wciągnął mnie w wir wydarzeń rozgrywających się w szarej scenerii PRL-owskiej rzeczywistości. Historia maturzysty potwierdzała na każdym kroku, że „dawniej to były czasy”. Bohater powieści żyje w epoce tłamszącej indywidualność, niestandardowe myślenie i radość, a mimo to jego życie jawi mi się niby sen jaki złoty. Ten myślący maturzysta przeżywa niesamowitą przygodę mając do dyspozycji inteligencję, dowcip, „tupet jak taran” i kilka agrafek. Rewelacyjną lekturę tworzą jednak nie historia, ale przede wszystkim wartkie dialogi, ambitny język, ujmujące szachowe metafory, solidna dawka humoru i zabawa literaturą. Libera odkrywa na nowo i zachęca do lektury nieznanych lub zapomnianych dzieł oraz do poznania historii z pozoru zwykłych. Udowadnia, jak wiele zależy od tego, jak „rzecz” jest napisana, a „znakomicie napisana” to bezradny eufemizm, bowiem na nic innego nie mogę się zdobyć w obliczu „Madame”.
Chcąc powieści coś zarzucić, wytykam „dłużyzny”. Ale i te świadczą na jej korzyść, bowiem okazują się majstersztykami recenzji. Takie chciałabym czytać w dzisiejszych dziennikach i czasopismach kulturalnych. Bez bałwochwalstwa w stronę zachodu, jeśli okazuje się być pusty i próżny, za to naprawdę zachęcające do wartościowych przejawów kultury.
Zachwyca mnie w Liberze brak „parcia na druk”, być może wynikający z jego późnego debiutu. Nie pisze jak młodzik, który koniecznie chce mnie zadziwić, wzruszyć, zgorszyć, by zapaść mi w pamięć. Libera nie musi opisywać ani seksu, któremu podołałby tylko wyczynowy sportowiec, ani krwi, pożogi i brutalności, które towarzyszą mi w nocnych koszmarach. Cały mrok PRL-u jest u niego obecny, choć nie eksponowany. Mówi o nim krótko, nie dając się wciągnąć w jego grę. Zauważa natomiast prawdziwe piękno, wrodzoną elegancję, skrzącą inteligencję, bystrość umysłu, ciekawość świata i odwagę, by marzyć. A jeśli tego brakuje, zadowoli się sztuką, wspomnieniami i dwuznacznym, choć w rzeczywistości niewinnym flirtem. To czyni jego życie pięknym, a jego czasy niepowtarzalnym. I na nic późniejsze „zimne przygody ciała”, wolność słowa, myśli i wyjazdów zagranicznych. To o tym wyimaginowanym wielkim romansie będą w mroku ciemnych korytarzy szkolnych szeptać pokolenia.
Sylwia Białecka DKK Olsztyn