Albiński Wojciech “Antylopa szuka myśliwego” (recenzja)
Z nazwiskiem Albińskiego spotkałam się po raz pierwszy. Ponieważ mam jakiś uraz podświadomy do wszelkich nagród literackich, nie słyszałam, że już raz był nominowany do NIKE i że to już trzeci jego zbiór opowiadań. Nie zdawałam sobie w ogóle sprawy z istnienia takiego pisarza. Dopiero dzięki DKK zostałam oświecona. I tym razem Klub mnie nie zawiódł, bo pan Wojciech Albiński pozytywnie mnie zaskoczył. Ale w sumie nie miałam wygórowanych oczekiwań.
„Antylopa szuka myśliwego” to zbiór sześciu opowiadań o szeroko pojętej tematyce afrykańskiej. Zakres zagadnień w nich poruszanych jest bardzo szeroki i choć czasem nie mogłam dojść, co autor miał na myśli (przyznam, że z odkrywaniem drugiego i trzeciego dna utworów literackich kiepsko sobie radzę), czytało się bardzo przyjemnie. Zwłaszcza ze strony warsztatowej nie można pisarzowi niczego zarzucić. Język opowiadań bardzo przypadł mi do gustu. Nie można o nim co prawda powiedzieć, że jest poetycki, czy wyszukany, jednak autor potrafi za jego pomocą tworzyć niezwykle sugestywne obrazy. I te właśnie obrazy, niczym szkice nakreślone jeno prostymi liniami, a mimo tego bardzo żywe, są najmocniejszą stroną prozy Albińskiego.
Jak często w zbiorach bywa, i tu poziom poszczególnych opowiadań jest nierówny. Moje uznanie zdobyły szczególnie dwa z nich. „Śmierć plantatora” to krótka, niezwykle błyskotliwa czarna komedia z elementem groteski. Pan Albiński zaskoczył mnie kompletnie tym utworkiem, gdyż po przeczytaniu notek na okładce i skrzydełkach nie spodziewałam się ani takiej tematyki, ani takiej formy. Od strony fabularnej jest to niewątpliwie najlepsza część zbioru. Drugim opowiadaniem, które mi się szczególnie spodobało, jest „Kto z państwa popełnił ludobójstwo?”. Ten tekst poruszył we mnie jakąś głębszą nutę. Porusza tematykę rzezi etnicznych, jakie zdarzają się w Afryce i problemów etycznych z nimi związanych. Jak to jest, że gdzieś na świecie, całkiem jawnie dochodzi do zbrodni zbliżonych okrucieństwem do Holocaustu i o liczbie ofiar liczonej w dziesiątkach tysięcy, a ONZ ogranicza się tylko do wysłania komisji? W naszych krajach o takich wydarzeniach wspomina tylko enigmatyczna migawka w „Wiadomościach”. Jak to się dzieje, że żadne z państw określających się mianem cywilizowanych nie jest w stanie pomóc? Ale z drugiej strony: jak ukarać winnych, gdy jeden naród rzuca się całkiem spontanicznie i z beztroską, jaką może wykazywać tylko tłum, do mordowania drugiego? Nie można przecież całego narodu zamknąć w więzieniach albo wymordować w odwecie. Inną kwestią poruszaną w tym opowiadaniu jest to, czy Europejczycy potrafią zrozumieć kulturę afrykańską i ludzi w niej wychowanych. Autor jest zdania, że nie. Że bierzemy z tamtej kultury tylko to, co potrafimy zaakceptować i co nie zaburza naszego światopoglądu. Reszta nas, Europejczyków, nie interesuje.
Pozostałe opowiadania, łącznie z tytułowym, nie przemówiły do mnie tak silnie. Zaś kompletne fiasko poniosłam, próbując wyłuskać przekaz autora z „Ojca Izydora”. Motywacje głównego bohatera są dla mnie niezrozumiałe, a przekaz mętny i rozmyty. Ale zawsze mam problemy z utworami silnie nawiązującymi do idei komunizmu, pewnie dlatego, że w przeciwieństwie do autorów takich utworów, nie mogę go pamiętać.
Zdążyłam się dowiedzieć, że Albiński nie wszystkim się podoba i nie do wszystkich przemawia. Mimo tego myślę, że warto się z nim zapoznać. Choćby dla kontrastu z Afryką Kapuścińskiego czy tą z „W pustyni i w puszczy”.
Magdalena Drysiak, DKK Godkowo